- Australia z zachodu na wschód
- Australian Expedition – Trasa
- Gazeta Lubuska obejmuje patronat medialny nad projektem >3dom.travel Australian Expedition 2019<
- Gadżety „Australian Expedition 2019”
- Szybka wizyta w Singapurze
- Perth – Przygotowania do wyprawy
- W poszukiwaniu złota
- Jezioro Ballard i ufoludki
- Great Central Road – wstęp
- Great Central Highway – z Laverton do Tjukayirla Roadhouse
- Great Central Highway – z Tjukayirla Roadhous do Warburton
- Great Central Highway – z Warburton do Terytoriów Północnych
- Park Narodowy Uluru-Kata Tjuta
- Park Narodowy Uluru-Kata Tjuta – zdjęcia
- Park Narodowy Watarrka – Kings Canyon
- Red Center Way
- Ellery Creek Big Hole i pierwsza poważna awaria
- Fraser Island – Raj 4×4
Zacznijmy od tego, że w podróż przez Australię jedziemy dwudziestopięcioletnią Toyotą Land Cruiser HDJ80. Jest to bardzo dzielne auto i nie takie modele nie jeden przejazd przez australijski outback widziały. Nasza TLC została przygotowana przez załogę Ocean-Cross Road Trip, która wyposażyła ją w szuflady, lodówkę, niezbędny sprzęt kempingowy i oczywiście namiot dachowy, który jest prototypem nowego modelu, który wchodzi do sprzedaży w 2019.
Nawet dobrze przygotowany samochód, po przebyciu bezdroży z Sydney na wschodzie Australii do Darwin na dalekiej północy a potem to Perth na zachodzie, potrzebuje troszkę troski przed dalszą eksploatacją przez 7000 tysięcy kilometrów w większości po bezdrożach centralnej Australii. Jedziemy z Perth przez Urulu, Alice Springs, Brisbane do Sydney.

W naszym przypadku, auto przywitało nas wyładowanym akumulatorem. Poprzednia ekipa poinformowała nas, że były z nim problemy i może wymagać wymiany. Na szczęście, na lotnisku w Perth, i pewno w całej Australii, istnieje darmowy serwis, który przyjeżdża z zewnętrznym akumulatorem, który pozwala na szybkie odpalenie naszego samochodu. Serwis takowy jest dostępny dla samochodów zaparkowanych na lotniskowych parkingach za darmo. Wystarczy skorzystać z infolinii dostępnej przez interkom zamontowany obok kas.
Ponieważ jest już wieczór i Perth już śpi, tak zwyczajnie, jest ciemno i nie jeżdżą samochody, pomimo, że jest dopiero około 19 czasu lokalnego, nie pozostaje nam nic tylko kierować się do Burns Beach w Joondalup na kemping. Po drodze postanowiliśmy zatankować ropę, bo w baku były kropelki i niestety musieliśmy na stacji zgasić silnik. Auto znów nie odpala.
Prosimy obsługę stacji o pomoc. Obsługa składa się z miłej pani, która oferuje „jump start” swoją osobówką. Niestety, moc jej jest zbyt słaba, by zasilić nasz prądożerny sześciocylindrowy silnik diesla. Nie ma innych gości stacji, więc nie pozostaje nam nic, tylko czekać na jakąś terenówkę i na szczęście po około 15 minutach zjawiła się jedna. Tym razem mieliśmy więcej szczęścia.
Dojeżdżamy do kempingu, a tutaj też kompletna ciemność, taka że nawet nie byliśmy pewni czy ośrodek jest otwarty. Ośrodek, to może duże słowo – jest to teren na którym postawionych jest kilkanaście stałych domków zamieszkałych chyba w większości przez lokalnych emerytów, oraz około 20 stanowisk dla kemperów. Na recepcji znaleźliśmy numer do dyżurnego, który pokazał nam miejsce na nocleg, z widokiem na ocean i umówił się z nami na rozliczenie następnego dnia.
Siadamy wieczorem pod wiatą i przygotowujemy kolację z makaronu z tuńczykiem i sosem pomidorowym, żelaznym zapasem pozostawionym na pokładzie naszego bolidu przez poprzednią załogę. Co nas zdziwiło to deszcz, który się rozpadał. No cóż, ocean przynosi ogromną ilość wilgoci, która musi gdzieś się skroplić.
Rano w planie mieliśmy zakupy, ale zanim do tego mogło dojść musieliśmy uruchomić naszą Toyotę. Tym razem poprosiliśmy o pomoc sąsiadów . Oni mieli wystarczająco duże auto i czas, by poczekać na podładowanie naszego akumulatora.
Okazało się, że naszym sąsiadem jest starszy południowo afrykańczyk z żoną, który przyjechał do Perth odwiedzić swojego syna mieszkającego tutaj od 10 lat. Syn opowiada nam jak pracował na statkach przewożących diamenty z Polakami, którzy charakteryzowali się tym, że od czasu do czasu znikali na kilka dni z gorzałą. Niestety mamy taką narodową przywarę. Nasz sąsiad ma jeszcze córkę, która mieszka w Nowej Zelandii i drugiego syna prowadzącego firmę transportową w Południowej Afryce. O Europie nie myślą poza oglądaniem Champions Ligue.

Z rozmów z sąsiadem-ojcem wynika, że porządnie wychowane dzieci to takie, które dostaną od czasu do czasu rózgą i nie boją się ciężkiej pracy. On uważa, że takie wychowanie dostaje się właśnie w Południowej Afryce, chociaż przyznał też, że w wypadku jego drugiego syna poniósł klęskę, bo syn został rozpieszczony, nigdy nie mył talerzy a teraz ma czterech czarnych służących i w domu nic sam nie zrobi.
Każdy naród ma swoje za uszami. Ponieważ wczoraj nie mieliśmy możliwości zrobić zakupów, więc musimy skończyć miłą wymianę poglądów i jemy szybką kanapkę w małej knajpce zaraz obok ośrodka by pojechać do centrum handlowego.
Na pierwszy rzut idzie Bunnings – ogromne centrum ogrodnicze, ale jak najbardziej nam przydatne. Mają kuchenkę gazową i kartridże (na pokładzie naszego wehikułu jest tylko jeden palnik, a to dla nas za mało), mają siekierkę, różne taśmy, które przydadzą nam się do zamontowania dodatkowej skrzyni na dachu, bo musimy tam wrzucić rzeczy, które nie mieszczą się razem z naszą czwórką w aucie.
W gruncie rzeczy zakupiliśmy wszystko, czego nam było brak na pokładzie, a w czasie zakupów zostawiliśmy dyżurnego i zapalony silnik, by podładować akumulator. Na nasze nieszczęście po powrocie ustaliliśmy, że nasze wysiłki spełzły na niczym. Po podjechaniu pod sklep z częściami samochodowymi, gdzie wiedzieliśmy, że jak by co, to kupimy akumulator lub uzyskamy inną pomoc, zgasiliśmy silnik, by spróbować odpalić raz jeszcze. Nic. Albo akumulator albo alternator nie działa.
Obstawiamy akumulator, bo wskazanie napięć przy odpalonym silniku były prawidłowe. 275$ australijskich zostaje w sklepie a my wychodzimy z nowiutkim i naładowanym akumulatorem. Zostaje nam jeszcze sprawdzenie uszczelki w pompie wtryskiwacza, ale to jutro. Koło sklepu z częściami znaleźliśmy second hand, gdzie nabyliśmy czajnik na gaz/ognisko. Można tam też kupić lewarki, sprężarki i inne narzędzia. Podaje tu jego adres, na wypadek gdyby ktoś w Perth przygotowywał się do wyprawy i potrzebował uzupełnić sprzęt: Cash Converters, Winton Road 162, Joondalup.
Zostały nam tylko zakupy spożywcze, które załatwiliśmy w Woolworth i udajemy się do niedaleko oddalonego parczku, gdzie możemy zgrilgować kiełbaski na gazowym grillu. Jest to wynalazek typowo Australijski – gazowe grille w parkach, które odpala się jednym przyciskiem i można upiec sobie kiełbaskę lub hamburgera. Bardzo wygodne.
Po drodze do Perth zatrzymujemy się na plaży Mullaloo, gdzie obserwujemy kite surferów szalejących po falach. Jest niezły wiatr, który widać, że sprzyja temu sportowi. Jest na co popatrzeć, szczególnie skoki na kilka metrów do góry, wydaje się jakby latawiec miał zabrać surfera w dal, ale po kilku metrach przyciąganie ziemskie przywraca wszystko do normy i deska znów śmiga po wodzie.
Mamy jeszcze około dwóch godzin do wieczornej mszy w polskim kościele pod wezwaniem Matki Boskiej Królowej Polski (chyba tak należy przetłumaczyć Our Lady the Queen of Poland) w Mayland niedaleko centrum Perth. Postanawiamy odwiedzić park Sądu Najwyższego, w którym widzimy przestare drzewa eukaliptusowe, palmy i stada papug. Stamtąd idziemy na krótki spacer do Bell Tower, w której mieści się 18 dzwonów, i jedziemy do kościoła.
Po mszy podszedł do nas proboszcz, który mieszka w Perth od 21 lat. Porozmawialiśmy o lokalnej Polonii i o Polakach, którzy dojeżdżają do kościoła nawet przeszło 100 km. Okazało się, że ksiądz proboszcz przejechał dwa razy przez Great Central Highway do Uluru i poopowiadał nam o tym, co możemy zobaczyć po drodze. Ofiarował nam też możliwość przenocowania na parafii, ale podziękowaliśmy ponieważ zostawiliśmy już część sprzętu na kempingu i musieliśmy i tak tam wrócić.
Inne wpisy z projektu 3dom.travel Australian Expedition 2019
Australian Expedition 2019 – oficjalna informacja o naszym projekcie, trasa, logo, partnerzy
Australian Expedition na żywo – tu możesz śledzić nasze poczynania.
Australia ze wschodu na zachód – nasza pierwsza przymiarka do planu wyjazdu
Australian Expedition – Trasa – następna przymiarka do planu trasy
Singapur – szybka wizyta w Singapurze
Perth – przygotowania do wyprawy
Great Eastern Highway & Goldfields Highway – w poszukiwaniu złota
Jezioro Ballard i ufoludki – drugi nocleg na dziko
Great Central Road – wstęp
Great Central Road z Laverton do Tjukayirla Roadhouse
Great Central Highway z Tjukayirla Roadhous do Warburton
Great Central Highway z Warburton do Terytoriów Północnych
Park Narodowy Uluru – Kata Tjuta
Park Narodowy Watarrka – Kings Canyon
Red Center Way
Ellery Creek Big Hole i pierwsza poważna awaria
Fraser Island – Raj 4×4
Przebieg trasy można podglądać na żywo. Niestety internet jest bardziej niedostępny niż dostępny. Tutaj jest cała trasa.
9, 10 marca – Burns Beach (58 $A)
11 marca – Doodlakine
12 marca – Jezioro Ballard
13 marca – Giles Breakaway
14 marca – Desert Surf Central
15 marca – Giles River
16 marca – Yulara (72 $A)
17 marca – Near King Station
18 marca – Finke River
19 marca – Tropic of Capricorn
20 marca – Georgina River
21 marca – Darr River
22 marca – Drummond Range Lookout
23 marca – Alkoomi Adventure Farm (40 $A)
24 marca – Fraser Coast RV Park (40 $A)
25 marca – Fraser Island (4 x 6.55+ $A)
26 marca – Smoky Cape (4 x 6 + 8 $A)
27 marca – Nimbin (40 $A)
28 marca – Samurai Beach Campground
Zapisz się do naszego newslettera by dostawać powiadomienia o nowych wpisach oraz nasze okresowe podsumowanie. Nie wysyłamy spamu, dostaniesz nie więcej niż kilka maili w tygodniu. Jeśli chcesz dostawać tylko podsumowanie, to wybierz taką opcję w formularzu.
Gdybyś chciał się podzielić tym artykułem ze swoimi znajomymi, użyj ikonek poniżej, by dodać go do różnych mediów. W ten sposób będziemy w stanie dotrzeć do większego grona czytelników.
Zapraszamy też do komentowania pod artykułem. Będzie nam bardzo miło wiedzieć, że ktoś czyta nasze wpisy i interesuje się tym, co robimy i o czym piszemy. Dziękujemy.
Gdy kończy się msza jest znów zupełnie ciemno i miasto usypia. Pustymi drogami wracamy na nasz kemping w Burns Beach. Rano samochód odpala oczywiście bez problemów i jadę do warsztatu prowadzonego przez Piotra, polaka poleconego przez jego matkę na facebooku – siła social media górą. Piotr sprawdza pompę wtrysków i wysyła nas do warsztatu koło lotniska, który ma odpowiednie narzędzia i pomoże nam z wymianą uszczelki.
Na miejscu okazuje się, że jest to nietypowy warsztat samochodowy, a zakład zajmujący się regeneracją pomp i silników diesla. Na szczęście polecenie Piotra skutkuje i po półtorej godzinie jesteśmy gotowi do drogi a nasz samochód powinien wytrzymać trudy przejazdu przez australijski outback.
Ruszamy w drogę przez Great Eastern Highway, ale jej historia to już materiał na następny wpis.