Wyjechaliśmy z Botswany, ale nie z parków.
Wjechaliśmy do kolejnego rezerwatu w Namibii- Mahango. Z racji że byliśmy w okresie wiosennym w Afryce, mieliśmy szczęście oglądać małe zwierzęta. Każdy gatunek miał swoje maluszki. Jedne piękne, inne brzydkie ale rozkoszne jak np guźce. Spotkaliśmy w rezerwacie Etosha stado słoni. Można na nie było patrzeć godzinami jak taplają się w błocie. Według mnie najpiękniejszymi zwierzętami są antylopy – oryx. Mają piękne wyprostowane poroże jak dwie szable, a pysk kontrastowo wymalowany. Nic dziwnego że jest w herbie Namibii.
Nie mogliśmy nie zobaczyć największego meteorytu – Hoba – największy pozostający w całości. Jego masę szacuje się na przeszło 60 t. Znajduje się na terenie farmy Hoba West w pobliżu miasta Grootfontein, czyli tam, gdzie został znaleziony.
Następnie udaliśmy się do kolejnego Parku Narodowego – Etosha.
Jest to jeden z największych parków narodowych na świecie. Został ustanowiony jako rezerwat zwierzyny. Sercem parku jest Etosha Pan – rozległa, pozbawiona roślinności, płaska depresja i solnisko, które zajmuje niemal ¼ parku (130 na 50 km). My tylko wjechaliśmy na kawałeczek tej depresji, aby zobaczyć pustkę na horyzoncie.
Tutaj w Namibii miejsca dla turystów są mega bezpieczne. Do parku można wjeżdżać tylko po wschodzie słońca i do zachodu trzeba wrócić do rezerwatu, bo zamykane są bramy. Całość jest otoczona zasiekami pod prądem. Wieczorem udało nam się dojrzeć w końcu lwa w trwawie. Wszystkie inne zwierzaki już widzieliśmy a lwy jakoś nie były dla nas łaskawe, żeby się pokazać. Za to – kto rano wstaje temu Pan Bóg daje – święta prawda. Wstaliśmy przed wschodem słońca i ustawiliśmy się jako trzecie auto do wjazdu do parku. Przejechaliśmy kawałek i… jest!, wielki, majestatyczny lew. Przeszedł przez drogę, spojrzał i poszedł dalej, tak blisko od nas.
Jako że wiosna, to i zwierzęta ją czują. Widzieliśmy pełno antylop które walczyły ze sobą, brykały i ganiały się. Piękne widoki, takie relaksujące. Stado żyraf też robi wrażenie, jedne wysokie a drugie sięgające ledwie do brzucha matki. Wyrastają ponad krzewami, które obgryzają.
Kamil miał już w pewnym momencie dosyć tych zwierząt, już ponad tydzień jeździmy po Afryce i nic tylko same zwierzęta wkoło. Siedział z tyłu auta i czytał książki. Ożywił się jak poszliśmy oglądać ryciny w Kamanjab Rock. Są to rysunki naskalne wykonane przez buszmenów. Chodzi się po skałach i po tych rysunkach jak się nie zauważy akurat.
W okolicy spaliśmy na fajnym kempingu Oppi Koppi Rest Camp, w którym hodowali strusie. Rano urządziły nam piękny pokaz taneczny, którego oczywiście nie zdążyliśmy nagrać. Zaskoczyła nas promocja na kempingu- jak ktoś przyjechał autem na tablicach rejestracyjnych spoza kontynentu to mógł się tam zatrzymać za darmo. Potem jeszcze gdzieś widzieliśmy takie promocje. Okazuje się, że trochę ludzi podróżuje miesiącami, latami po świecie, dużymi ciężarówkami. Na tym kempingu spotkaliśmy holendrów którzy byli już w podróży ponad rok oraz niemców (ale z tymi nie rozmawialiśmy).
No i tutaj w toalecie spotkałam pierwszego skorpiona.