No to jesteśmy w Afryce. Przygotowania trwały prawie rok. Studiowanie map, czytanie blogów i książek. Trochę nas przerażała wyprawa w dziką Afrykę w trójkę, więc szukaliśmy kogoś do towarzystwa do drugiego auta. Nie udało się, pojechaliśmy sami. A po przylocie na miejsce okazało się że Afryka wcale nie jest taka dzika. Zaskoczyły nas: dobre warunki na kempingach, zaopatrzenie w sklepach, serdeczność tubylców i najważniejsze – brak komarów!!!
Oczywiście i tak braliśmy tabletki na malarię.
W pierwszym etapie naszej podróży udaliśmy się do Botswany. Trzeba zaznaczyć, że Botswana jest bardziej dzika niż Namibia. Drogi są gównie szutrowe a jak pojawił się asfalt to modliliśmy się aby już się skończył, tak był dziurawy. Najgorzej że dziury były tak duże że można było stracić koło (co niejednemu udało się dokonać).
Aby poznać życie jednych z tubylców, odwiedziliśmy plemię buszmenów. Zapłaciliśmy za wycieczkę po buszu z prawdziwymi ludźmi buszu :). Pokazali nam jak kiedyś żyli w buszu, jak pozyskiwali jedzenie, robiąc sznurek z agawy i potem z niego – pułapki na ptaki. Rozpalali ognisko pocierając specjalny rodzaj twardego drewna o miękkie. Niestety to już przeszłość, cywilizacja dotarła też i tu. Każdy kto ogląda nasz film zachwyca się balerinkami buszmenki i pomalowanymi paznokciami, no i co, można w buszu ładnie wyglądać, ano można. Pan buszmen miał oczywiście strój do pracy w postaci spodenek ze skóry i japonek (a podobno w buszu to buty trzeba za kostkę, długie spodnie itp:).
Kempingi w parkach Botswany nie są ogrodzone, więc śpi się z dziką zwierzyną chodzącą wokół samochodów. Nas nawiedził słoń. Był ogromny. Wojtek akurat był w toalecie a my z Kamilem schowaliśmy się do namiotu. I czekaliśmy aż sobie pójdzie.
Oczywiście nie obeszło się bez przygody. W grudniu rozpoczęła się pora deszczowa i parę dróg było zalanych. Przez niektóre można przejechać – od czego ma się terenowe auto??? – ale trzeba sprawdzić czy w wodzie nie ma dziury. Wojtek sprawdził :), powiedział że akurat żyrafa przechodziła i dała radę. Nie zauważył że żyrafa wpadła jedną nogą w dziurę i woda jej sięgała do kolana. Wjechaliśmy i stanęliśmy. Dobrze że mieliśmy pootwierane okna, Nie myślałam że będę musiała skakać do wody przez okno. Kamil w pewnym momencie mówi że ma mokry tyłek i wtedy dotarło do nas że nabieramy wody. Akcja wtedy była szybka, wszystko co było w kabinie wynosił Wojtek na dach (komputer, aparat, dron, nawigacja i reszta elektroniki). A potem poszedł po pomoc i tu okazało się że to drugie auto baaardzo by się przydało. Nie mówiąc o tym że komórki nie miały zasięgu, więc walki-talki też by się przydały. Ja z Kamilem zostaliśmy przy aucie z myślą że skoro przeszła chwilę wcześniej żyrafa, to równie dobrze może przyjść zaraz lew, tygrys czy inny duży zwierz. Aby zająć myśli zaczęliśmy wynosić na brzeg rzeczy z dachu. Na szczęście Wojtek szybko znalazł pracowników leśnych, którzy nas odholowali na kemping.
W Botswanie widzieliśmy też hipcie, nazywane tam delfinami Afryki.
Na jednym z kempingów małpki, takie ładne milutkie ukradły nam worek z bułkami na śniadanie. Była to duża strata, bo mieliśmy wszystkie wyliczone. Staraliśmy się robić zakupy na styk, bez wielkich zapasów.
Większość zdjęć i filmów z drona zrobiliśmy właśnie w Botswanie bo można tam kręcić wszędzie (w Namibii są duże ograniczenia), no i nie wiało.